sobota, 12 listopada 2016

W i e d z a


Szkoła, szkoła dała tak wiele, chociaż tak mało. Dała wskazówki czego i gdzie szukać.To już wiele. Szkoła, do której autora uczęszczał, była jeszcze troch tą szkołą przedwojenną. Uczono kaligrafii, łaciny, śpiewu, trochę filozofii, astronomii, dużo matematyki i fizyki. Uczyła szperania za wiedzą samodzielnie.To szperanie po meandrach wiedzy samo w sobie było przygodą. Coraz trudniej ogarnąć choćby garstkę bogactwa złożonego w bibliotekach i Internecie. 
Tę garstką z garstki ujęto w formie wierszowej, według   wzoru starożytnej wersyfikacji z użyciem mało znanej już dzisiaj tercyny (ababcb). To cząstka tego, co zasługuje na wierszowaną pochwałę, chociażby taką, ułomną. Celem rozszyfrowania niektórych tajemnic, zawartych w tekście  dla mało wtajemniczonego czytelnika, dodano przypisy.

.

   P  o  c  h  w  a  ł  a      w  i  e  d  z  y



Skorupkę małą , prawem wiecznotrwałym  1

Grudzie tworzywa przydał  za mieszkanie

Logos, co włada tym tworzywem całym.

I co przez niego stanie co się stania. 2

Trwa to tworzywa dokąd myślą sięgasz 

I zapowiada się na wieczne trwanie.



I taka wielka jest jego potęga,

Choć pustka prawie na około krąży,

Że nie pomieści jej największa księga.

Nad nią pracują wytrwali i mądrzy.

Poznali prawa, składniki poznali,

Bo z nich niejeden sławy zaznać dąży.



Zaczął to pierwszy,3 który ujrzał w dali,

Że stoi w miejscu, chociaż rano wstaje,

Co się na niebie żarem wiecznym pali.

Czego się dawnym objąć nie udaje

Rozumem, chociaż przed wieloma wieki,

Mędrców zrodziły wielkich greckie gaje. 4



Tam się zaczęły  pierwsze  wiedzy ściegi.

Choć prostej prawdy tak żmudne odkrycie .

Bo umysł ludzki bywa i kaleki.

Nie jeden z tamtych znalazł się na szczycie.

Okrył się sławą, jak  ów geometra. 5

Wiedzą do dzisiaj uczonych zachwyci.



A jego sława na wiek wieki przetrwa.

Jako i tego, co kreślił na piasku

Wzory, a żołnierz zasłonił mu ekran

Słońca i przebił i życie mu zgasło. 6

Mądrości wielkiej, nie odkryli wiele.

Pozostawili dla nas wiedzy hasło.



Pytali także , co jest życia celem.

Rodzisz się, żyjesz i umierasz w trwodze.

Trzciną na wietrze albo innym zielem

Jesteś. Uczonym jesteś albo wodzem.

Imię twe w księgach albo w miękkiej glinie

Zapiszą. Zemrzesz w łożu albo w drodze.



Pytanie takie? Jakiej to przyczynie

Za kłąb materii, myślącej zarodzi,

Która na fali bytu coraz płynie

Szybciej, słać  wdzięczność  niegodnym się godzi?

Czy był początek? Czy tak od  wieczności?

Czy jakiś demiurg  to, co widzisz, płodzi?



Pytanie zadać  takie jest najprościej.

Zjawił się drugi, sztuczne oko składa. 7

 W dalekie krańce takim okiem gości.

Albo na wierzy proste prawa bada.

Pochwala tego, co poruszył ziemię.

Groźba okrutna na głowę mu spada.



Po nim przychodzi  mężów całe plemię.

Coraz to któryś mądrą świeci myślą.

 Niechaj pochwałę odbiorą ode mnie.

Na horyzoncie nauki zabłyśnie,

Ten, który jabłkiem uderzony w czoło, 8

Wnioski ustalił z przygody pomyślne.



Wszystkich chwalebnych wymienić nie zdołam.

Który największy z  pośród wielkich wielu?

Może należy i tego przywołać,

Który po morzach włóczył się bez celu, 9

Aż cele wykrył w natury doborze

I prawdę podać ludziom się ośmielił.



Przed nim był taki, instrumenty tworzył, 10

By w kropli wykryć, w szkiełkach miał zabawę,

Że w tym maleńkim mieści się świat boży.

Zszedł do małości , i zyskał tym sławę.

On  w to najmniejsze zerkać  dał początek.

Wielu w myśleniu dał pożywną strawę



Pewni zerkali więc w najmniejszy kątek.

Konstrukcję w samej wykryli nicości.

Tam to znaleźli  promienisty wątek.

Światłem, obrazem, głosem w domach gości. 11

Chwała tym wielkim, co rozgryźli próżnię.

Choć żadem eter  tkanki tej nie mości.



Inni dłubali w materii ostrożnie.

Się zaczynało w szopie całkiem skromnie. 12

Nie przeczuwali, jakie to jest groźne.

Segregowali  atom  po atomie .

Jednemu wyszła całkiem zgrabna lista. 13

Dziury w niej były, lecz mądra ogromie.



Musiał być mądry, ten co złożył wszystko.

Jak w alfabecie alfę i omegę.

Choć niby chaos, lecz całość przejrzysta.

Wszystko złożone, jak wojsko w szeregu.

Od tych najmniejszych, trojga ociupinek, 14

Które podstawowy są wszystkiego ściegiem.



Bóg nie gra w kości, nie zmienia przyczyny.

Po latach zmagań, znajdzie prawdę prostą. 15

W koło materii przestrzeń się wygina.

Dwie grudy bliskie muszą z sobą zrosnąć.

A co je dzieli, coraz to nabrzmiewa. 16

Nic nie ostanie z kosmosu po prostu.



Z małej żołędzi wzrosło dębu drzewo. 17

Jedni z południa i drudzy z północy, 18

Z młych ziarenek, że prawie z niczego,

Dobyli ognia, siłę wielkiej mocy. 19

Wisi nad czołem, Damoklesem drzemie.

Przeklęta siła czy dana pomocą?



Poza tą jedną innej nie ma pewnie,

Okruszki,  zguby w ogromu odmętach.

Znalazł się sposób by zaludnić ziemię.

Rodzą się, giną,  rozrasta się cmentarz.

Dwaj tajemnicy w gronach znajdą sploty. 20

To podstawowy  życia elementarz.



Drzewiej znaleźli na nieszczęścia młoty, 21

Patrzący w szkiełka i litością zdjęci.

Rozpięli skrzydła na podniebne loty,

Pełni są chwalby, prawie jakby święci.

Wichrom morowym przez nich cios zadany. 22

Pomniki wznośmy chwały ich pamięci.



Coraz to głębiej Twój szyfr jest nam znany.

Dałeś nam Stwórco intelektu wzloty.

Czy będzie kiedyś do końca poznany?

Świat nie jest jakby te platońskie groty. 23

Jeśli  nie zdepcemy podziałów  i zasiek,

Nie uciekniemy od ludzkiej sromoty,



Ta  galareta myśląca wśród czaszek,

Pozna do końca konstrukcję  logosu.

Lecz gmatwa myśli i działania nasze           

I psuje, co by prostowało losy

Naszej natury, brak racjonalności.

O tę korektę autor Stwórcę prosi

 

 1. Stałe elementarne

  2. Ze wstępu do Ewangelii św. Jana

  3. Mikołaj Kopernik

  4. Mędrcy  greccy nauczali spacerując

       z uczniami w ogrodach

  5.  Euklides

  6.  Archimedes

  7.  Galileusz

  8.  Newton

  9.  Darwin

10.  Leeuwenhoek

11.  Maxwell, Herc, Marconi. ,inni

12.  Curie-Skłodowska

13.  Mendelejew

14.  Planck

15.  Einstein

16.  Kosmos się rozszerza Hawel, De Broglie

17. Nauka ma coraz większe osiągnięcia

18. Fermi, Otto  Hahn, Lise Meitner, Rotblat, Ulam….

19. Wyzwolenie energii atomowej

20. Genetycy

21. Mikrobiolodzy Pasteur, Koch

23. Odkrycie szczepionek

23. Pogląd  Sokratesa: żyjemy w jaskini

Wynalazcy szczepionek, Pasteur, Koch






















środa, 28 września 2016

D a n t e


Potrzebny nam nowy Dante. Może się narodzi w Polsce? 
Na światowym parnasie poetyckim brak Polaków. Nawet ci wielcy, nie są znani w świecie. Nie mamy Petrarki, Dantego, Szekspira, Villona, Moliera Hugona, Dostojewskiego, Schillera, Goethego, Puszkina, Balzaka, i innych. Ci nasi wielcy nie są znani w świecie,   a więc nie są na światowym Parnasie. Niech nam się urodzi Dante. Złe czasy tworzą potrzebę. Ta próbka niech kogoś genialnego pobudzi, jeśli ją ktoś przeczyta.

Ułożono na podobieństwo "Boskiej Komedii". Autor ma nadzieję, że udało mu się zachować jedenastozgłoskowość, rytmikę, średniówkę, ale rymy są często gramatyczne, co nie przystoi dobremu wierszowi. To jednak wymaga wielkiego kunsztu, którego autorowi nie staje. Także i treściowo "pieśni" są nader uproszczone i raczej prymitywne. Odstęp czasu od epoki Dantego do dzisiaj jest tak wielki, że podobny poemat musiałby zawierać setki "pieśni", choć by w opisie piekła, no i talentu samego Dantego. Autor byłby rad za uwagi na blogu.
UP72156 


N  a  ś  l  a  d  o  w  a  n  i  e    D  a  n  t  e  g  o
  
Geniusz się  zrodził  przed wiekami wielu.
Nabrawszy wiedzy,  kreślonych w skryptoriach,
Namysłu pełen, mając to na celu,
Że go w przyszłości spotka za to gloria,
Przez lata całe kładł na papier pieśni.
Do dziś czytając, najdzie nas euforia.

O takiej sławie nikt zapewne nie śnił.
Bo w rymach schował naszych duszy głębię.
Światu ujawnił jak jesteśmy grzeszni.
Lub w nas mieszkają dobroci gołębie.
I na mnie spadła ta świetlista chwila,
Że mnie zachwycił, więc  przed nim uklęknę

I jak ów Dante, spotkawszy  Wergila,                  
W las srogi wnikam, prowadzon za rękę.                  
Lękiem  przejęty, przystaję co chwilę,
W dali słuchając tajemniczy tętent,
Głosy rozpaczy, czy tragiczne żale,
Że aż z żałości na kolano klęknę.

Słucham i patrzę w najmroczniejsze dale,
Kędy się ścielą pośród mroku lasu
Głosy. Te nie są ku Chrystusa chwale.
Raczej podobne wilczemu hałasu.
Widoki w dali przejmujące trwogą
I błysk, co świeci od czasu do czasu.

Dante prowadzi  przez błotniste drogi,
Wśród zawieruchy i  pośród ciemnoty,
Gdzie obszar cierpień i boleści srogiej.
Widzę wądoły i smoliste groty.
Widzę  od dawna znane mi postacie,
Tych, co na Ziemię nie chciałbym powrotu.

Jako opisał Dante w poemacie,
Na tym obszarze tylko ból się sroży.
Tu nie powiedzą: siostro albo bracie
I nie dosięga  tutaj palec boży.
Tutaj królestwo robaka, hieny,
Tu ci na duszy lew łapę położy.

Nie mam tak wielkiej jako Dante weny.
On tworzył listę grzeszników niesławnych
I uwidocznił za ich grzechy ceny.
Tych najdawniejszych i dopiero co dawnych.
Mnie pozostaje dorzucić do pieśni,
Wykaz dzisiejszych, tych najbardziej krwawych.

O takich dotąd kat ni łotrzyk nie śnił.
Przekraczam rzekę i wchodzę do łodzi.
Czy znajdę takich, co żyli współcześnie?
Ja, przybysz, będę po manowcach brodził.
Może mi naszych najnowszych ukażą,
Jak kroczą w katów śmiertelnym pochodzie.

Widząc, ja przybysz,  tchnięty niepokojem.             
Już czuję grozę, co tkwi w tym obszarze.                   
Bo się rozchylą niebawem podwoje.                           
Wnętrze pieczary groźne się ukarze,                          
A w niej siedliska, każde z inną grozą.                        
Wzrok patrzącemu ten widok poraża.                        

Mózg przenikają syberyjskie mrozy.           
Patrzy i widzi tunel jakże mroczny.            
Nie ma światełka i ciemność się sroży.       
U krańca jamy pojemnik widoczny.            
Opary z niego siarczyste buchają,             
A z pojemnika ciecz smolista broczy.        

Mnie tam  prowadzi, na względzie to mając,   
By mi ukazać zawartość  kocioła,                   
Dante. Tam w siarce po szyję nurzają       
Co już odeszli z ziemskiego padoła.               
W pusty też wądół kolejnych zanurzy,      
 Pachołek  gdy ich ze świata  zawoła.        

Co widzę, oto pławią się w  kałuży.                   
Dłonie wystają szukając pomocy.                   
Widocznie kąpiel ta im niezbyt służy.               
Ci, co na ziemi byli pełni mocy,                        
Pełne kultury, strojne generały,                           
Władycy cierpień,  ból  ich jest owocem.    

Pokrywam wzrokiem mroczny obszar cały,       
 Szukając tych co, nie znał Alighieri,                     
Bo jemu wcześniej boskie surmy grały.          
Nie wiem, czy będę taki jak on szczery.              
 Wszystkich wynajdę na całym obszarze,          
Co u Charona byli pasażery.                                

Pierwszych, co widzę, stoją obaj w parze.           
Zamorskiej  dzielni  sprawcy  jatki ludów.          
Kocioł dymiący dla nich jest ołtarzem.                
Ich ofiar duchy nie żałują trudów.                        
Niech po wielokroć swoje  gubią  trwanie.         
Koniec cierpienia dla nich jest ułudą.                   

Co dalej widzę na krwawej polanie?                    
Kielich z trucizna podano do stołu.                        
Kielichem trącą się panowie, panie                         
Udziały ma w tym z onymi pospołu,                         
Ten co usadzon na świątyni tronie.                        
Też do czarciego wtrącon tu padołu.                      

Gdzieś  w głębi ciemna tkwi postać w koronie.     
Uczony w pismach, szaleństwa nosiciel.                   
By syn nie zasiadł za niego natronie,                        
Kindżału ostrza potajemny czciciel.                           
Smuty zaczątek  sztucznego pomoru,                      
Tutaj w podziemi karany sowicie.                           

Chodzę wśród wielu, wedle Danta wzoru.             
Coraz się więcej zaznacza postaci.                           
Rozpoznać można według ich ubioru.
 Rzekli: są wszyscy ludzie z sobą braćmi.                   
A miłośnicę dostrzegli w szafocie.                     
Jeden drugiego tu w podziemiach  traci.

Widzę w oddali, nurzają się w błocie.
Sami wdeptali się w kałużę zdrady.
W karmazynowej chadzali kapocie.
Na szubienicy doznali parady.
Hańby symbolem są i nieprawości.
Polskości to są haniebne odpady.

W osobnym kotle pewien władca gości.
On kładł pokotem wojaków tysiące.
Ci, niech mu łamią na czas wieczny kości
I epolety kładą na bark wrzące.
Dzisiaj spoczywa w strojnym panteonie.
Ja, niechaj jego, z piedestału strącę.

Złoczyńców wszystkich nie zawrę na stronie.
Pośród nich wszystkich i siebie umieszczę.
Podobny będzie pewno i mój koniec.
Bo byłem sprawcą także wielu nieszczęść.
W czarnym, zawisnę na gałęzi,  borze.
Doznam najtęższych, piekielnych boleści.

Więc idźmy dalej. Niechaj dalej tworzę
Listę mieszkańców tej groźnej  krainy.
Nigdy im żaden anioł nie pomoże.
Nikt im nie zmaże ich okropnej winy
Za odebranie ojczyzny plemionom,
Co zaludniały zamorskie równiny.

Patrzę w głąb czasu i ku innym stronom.
Odrutowane w chaszczach tkwi siedlisko.
A w nim tkwi komin, dymną jest koroną.
Przy nim jest łaźnia, zbudowana blisko.
W łaźni tysiące, trucizny mistrzowie.
W podziemiu dla nich tutaj stanowisko.

Za mgłami w dali jęczy jakiś człowiek.
Z nim cała armia jego sług tajemnych.
Gdy prawy zginie, to nikt się nie dowie,
Za jakie winy cierpi w lochach ciemnych.
Ci sprawcy męki  ludów tkwią w gułagach.
Tym razem jednak na wieki w podziemnych.

Lęk mnie ogarnia, wszędzie czarna flaga.
Dante prowadzi  w ciemne zapadlisko.
To, które widzę, tam jest rozpacz naga.
Dla ich mieszkańców gościna już bliska.
Ci nam tarmoszą porządki krajowe.
Ich, ku ciemnościom,  droga nader  śliska.

Rozpacz ogarnia, biorę w ręce głowę.
Uciszyć pragnę serce roztargane.
 Zlewają  globu ziemskiego połowę
Siarczystym ogniem z wulkanu rozlane,
Ludzkiej sromoty, ludzkiej zawistności
Wszystkim żyjącym nieprawości znane.

Przyjdą godziny, że wśród nas zagości
Epoka pieców, epoka gułaga.
Bo nam narasta pośrodku ludzkości
Znowu złowieszcza, choć z kolorów flaga.
Gotuj nam Dante, co w zaświatach mieszkasz,
To, co zwyciężyć  wszelkie zło pomaga.

Ty w twoich wiekach chodziłeś po ścieszkach,
Co zapisane w ksiąg odwiecznych stronach.
Dzisiaj  jak wtedy pełno małych grzeszków.
Tłoku historii w życiu nie pokonam,
Bliżej są dla mnie zakręty  miłosne,
Gdy przyjaciela kocha cudza żona.

A takich grzechów wiele w każdą wiosnę,
I Heloizy są i Beatrycze.
Nikt nie zabija za harce radosne.
Ani nie smaga się kochanków biczem.
Jeną rozprawy się toczą po sądach
Ile ich bywa tego nikt nie zliczy.

Dalej wędrowców wiedzie ręka mądra.
W dali coś widać, niby wielkie  stosy.
Ogniem buhaja, z lękiem w nie  spoglądam.
W płomieniach słyszę zawodzące głosy.
Tutaj się smażą ci, co czarownice
Na stosy wiedli, bo wierzą donosom.

Stosów  płonących na pewno nie zliczę,
Poeta rzecze, wiecznie są w płomieniach.
Na jednym widzę Torquama oblicze.
Biskupów wielu, rzymskich nie wymienię.
Też za płonących, znaczonych  mądrością.
Ich  bohaterstwo na stosach jest w cenie.

Jak cię Wergiliusz , tak ty Dante gościsz
Mnie  nie godnego,  w zaświatach przewodzisz.
Pisałeś poem wiedziony miłością,
By twoi bliźni stali się mniej srodzy.
Świat bez odmiany, podły, pełny swarów.
Pewnie był lepszy, kiedy glob był młody.

Od Danta więcej otrzymałem darów.
Bo oto wskazał  wielkiej kraj urody.
Przez wieki żyli tam  różni bez swarów.
Podobna mowa podobne zagrody.
Czarnego biesa podszczuci z namowy,
By z sobą żyli, dać nie chcieli zgody.

Poucinali wielu ręce, głowy,
 Były  przeszkodą im oczy języki.
Nie chcieli słyszeć podobnej im mowy.
W chaszczach zaświatów  posłyszysz ich krzyki.
Tam w tym padole piłą tępą darci.
Ręce i nogi  związane we wnyki.

Ty dwóch, to z piekła najczarniejsi czarci,
Przysłani ludom  z nakazu Mefisty.
O ludzką podłość w pełni są oparci.
Oni na czele najpodlejszej listy.
Ich najdotkliwiej  gnębi piekła siła.
Kto oni? zgadnie , nawet kto nie bystry.

W ludzkości chyba tkwi dusza przegniła.
Spójrz , jaki czeka na skazanych  sibir.
Większa od dobrej jest zła w ludziach siła.
Tako rzekł Dante i chyba nie chybił.
Wielka bezecność  wśród ludów narasta.
Wiem. Do Hadesu łodzią,m z Dantem przybył.

Terroru pełna wśród ludów hałastra.
Ci bez litości tym, co innej wiary.
Padają wioski i padają miasta,
W milionach liczyć przychodzi ofiary.
Miast hurys  kocioł smoły jest ich celem.
I taniec hurys w kotle ich koszmarem.

Pozwól,  o Dante,  być ci przyjacielem.
Rad bym cię wskrzesił, w dzisiejszym geniuszu.
Przydał bym tobie takie same cele,
Które  nieprawym ich dusze poruszą.
Taki potrzebny w naszych  czasach grozy.
 Nie ja powołan ze swą małą duszą. 

Prowadź mnie nadal po tych mrocznych kniejach.
Pokaż, kto jeszcze, gdzie cierpi pokutę,
Za ogrom grzechów, które trwają w dziejach.
Umysły wielu zbrodnią są zatrute.
Nic się nie zmienia od świtu ludzkości.
Najchętniej władca operuje knutem.

Idziemy. Dante pokazuje włości,
A tam przy stołach, co morzyli głodem.
Na ich talerzach sterczą gołe kości.
Mają za hardość obfitą nagrodę.
Jedni oddają ostatni kęs chleba.
Ci mają radość, gdy wyrządzą szkodę.

Obszary piekieł  rychło zwiększyć trzeba,
Bo coraz więcej ku ich bram łomoce.
Za cząstkę władzy pozbawiają chleba,
Bo zły przyjaciel w dłonie dał im moce.
Wszystko sprawiło to, co tryska z ziemi.
Takim najcięższe  oskarżenia toczę.

Przygotuj miejsce dla tych, co są niemi,
Zacny Mefisto, karzycielu srogi.
Niechaj na wieki  naftą są karmieni,
Na plecy niechaj spadną im batogi
Widzę, już nowy strumień z ziemi ciecze.
I dla tej cieczy kładą nowe drogi.

Powiedz, skąd tyle zła w tobie człowiecze.
Że w gruzowisko wieś i miasto padnie,
Z pod ruin odór ciał ludzkich się wlecze.
Nikt nie policzy ile  zmarłych na dnie,
I nie usłyszy, jak  niemowlę  kwili,
 Same nieszczęścia. Któż  przyczynę zgadnie?

Czy ja doczekam może takiej chwili,
Że mój przyjaciel  Dante Alighieri,
Pobyt w padole  na chwilę umili?
Lecz mój przewodnik  do bólu jest szczery.
Do końca musisz znać dzieła twych braci.
Mój i twój krewny metod nie wybierał.

Więc mnie prowadzi, gdzie działali kaci.
Mundur i czapa z niebieskim otokiem,
Nie oszczędzali ojca, brata, maci.
Tu maszerują pod  diabelski okiem,
Przed nimi  kroczy rozkaziciel srogi.
Nakaz dostali wlec się równym krokiem.

Kula ognista wisi im u nogi.
Karmieni  rzadko i z miski bezdennej.
Ich wódz  prowadzi, gdzie smoliste progi.
Dla ich następców  przestrogi bezcenne.
Dech mi zapiera, ale cieszą kaźnie,
I prześladują mnie koszmary senne.

Spoglądam w dale i widzę wyraźnie,
Biesa. Na haku wiesza żółtej  rasy
Postać z Paryża, co zgotował łaźnie
Milionom  braci przed niedawne czasy.
Za takie czyny gnębią czarci krocie.
Niełatwo  znieść nam wrzaski i hałasy.

Kogo wymienić, gdy ich pełno w grocie,
Afryki brzegi długo ujarzmione.
Spisy tyranów skreślam, tonę w pocie.
Na kontynencie tym wielu na tronach
Kładło tuziomków swych krocie pokotem.
I wyrzynali się wzajem plemiona.

Do spisu zbirów wracajmy z powrotem.
Dante prowadzi na obszar ich męki.
Ten ogrodzony jest siarczystym płotem.
Nikt tu w tym kręgu nie udzieli reki,
Roboty biesy maja do oporu.
Bo na kowadle są tamci, a młotem.

Wracam z Alighierim ku naszemu dworu.
W naszej Europie bezeceństw bez miary.
Nawet królowa, gdy nie ma humoru,
Swej konkurentce wymyśliła karę,
Bo zawiść dręczy, każe zdjąć jej głowę.
Diabłu złożyła z królowej ofiarę.

Za taką zbrodnię ujęto jej mowę.
Nie może skarżyć się na ból, co dręczy.
Inne z nią w kotle kąpią się królowe,
Grzech królobójstwa, to jest grzech największy.
I to z Francyji, po świętego nocy,
Bestii królestwo obficie upiększy.

Mój przewodniku, udziel mi pomocy.
Sporządzić  zestaw chcę kar w tym padole.
On mi odpowie, chłopie, ale po co?
Wszyscy się kapią  albo smażą w smole. 
Ale naczelny  wywiad niech udzieli?.
Może się zgodzą na wywiady trolle.

Mefisto rzecze, co jest twoim celem?
Pan przy stworzeniu postawił warunek
 A ten warunek?  Tak było niewiele.
Lecz niecna para przeciągnęła strunę.
Tutaj czekają na cię przyjacioły.
Trafisz, gdy tobie zaporę usunę.
  
Znam Alighieri twą "Boską …"  od szkoły.
Piekło ludniejsze od reszty zaświata.
Wielkiego trzeba ku temu mozołu,
A strach każdego, co skłonny, oblata,
Tych listę tworzyć, co po tobie żyli,
A mieli  duszę i  naturę kata.

Im świat ludniejszy, w każdej giną chwili 
Oraz przybywa niedoli sierocej ,
Nim księżyc jeden raz twarz swą przesili.
Bo się ścierają nienawistne moce.
Wystarczy jedno zdanie albo słowo,
To brat do brata do bramy łomoce.

W  innej się modlisz, choć podobną mową,
Sąsiadem byłeś, przyjaźń ci nie obca,
I pod siekierę nagle dajesz głowę.
Naród  pokrewny schodzi na manowce.
Duchowny święci siekiery i widły.
A ci nieszczęśni nie mają grobowca.

Rzecze mi Dante, wycieczka mi zbrzydła.
Tak wielka było hańba tych rozboji.
Sam szukaj  miejsca, gdzie cierpią straszydła,
Widzę pokotem zanurzeni w  gnoju,
Za chłopską zawiść i nienawiść w duszach,
Ci nie zaznają na wieczność spokoju.

Pamięć tej hańby do tego mnie zmusza.
Wspomnieć należy dawne  koliszczyzny.
Bo na tych ziemiach cierpieli katusze,
Dzieci tej same dla wszystkich ojczyzny,
Polacy, Ruscy ,Ormianie i Żydzi.
Piekielne smoły nie zagoją blizny.

Wędruję dalej, moje oko widzi,
Szczapy smoliste układane w stosy.
Tymi co spłoną, piszący się brzydzi.
A ci co płoną krzyczą w wniebogłosy.
To my, nie lepsi, my z Lechickiej nacji.
Na krzywdzie chłopskiej napychali trzosy.

Samotny idę o stacji do stacji.
W księgach znalazłem pohańbienia wodza.
Sprawca tych czynów cierpi nie bez racji.
Przyrzeka wolność, a morduje srodze
Obrońców miasta, które ten oblegał.
Ja także w niego swą pogardą godzę.

A był to możny, co stanowił prawa.
Przepiękne nawet wybudował miasto,
Do dzisiaj po nim pozostała sława.
Lecz czyn zbrodniczy tę sławę przerasta.
Panów okrutnych było u nas  wielu.
 Cierpią katusze, dobrze im, i basta.

Spotykam stwora, pyta "przyjacielu",
(Stały pracownik podziemnego świata),
Pyta, co robisz tu i w jakim celu?
Wybieraj sobie jak najprędzej kata,
W tej mierze u nas bywa piękna wolność.
Za grzechy wybrać  możesz rodzaj bata.

Mówię, a po co mi wasza dowolność.
Wieczne cierpienia, w których trwają grzeszni,
Ci, co na ziemi mają w zbrodni wolność,
Wybór  katuszy przecież nie ucieszy.
Doceniam waszej dobroci łaskawość.
Mój sąd tej prawdy Lucyfera  peszy.

Mówię, cierpienia  w tym świecie jest za dość.
Jam tutaj zaszedł, ciekawski turysta.
Poznać katusze, waszych oczu radość,
Gdy wasze dzieła pokonują Chrysta.
I kar za grzechy rodzaj różnorodny.
Oby przestała żyć siła nieczysta.

Wycieczka w piekle daje plony płodne.
W dali  jest obszar, gdzie wiśnia zakwita.
A z tego kraju popełnili zbrodnie
Wodzów, wojaków społeczność obfita.
W podziemnym maja swą działkę kotlisku.
Ta jest atomu płomieniem spowita.

Spoglądam w dale i spoglądam blisko.
Gdzie spojrzę, widzę różnych nacji gangi.
Niejedno widzę, i polskie nazwisko.
To jedno chyba najwyższej jest rangi.
Dla rewolucji ma wielkie zasługi.
Drugi w kolejce, to władca Katangi.

Spis  im podobnych niezmiernie jest długi.
Przy  każdym pełni kat diabelski dyżur,
I nie oszczędza piekielnej posługi.
A rozpalone kajdany ze spiżu
Ciała ich palą. A z lawy  ogniowej
Kąpiel  gotowa jest dla nich w pobliżu.

Widzę, przez bramę wciąż postacie nowe
Kroczą. Odźwierni  dwoją się i troją,
By segregować. Króle i królowe,
Tu rang nie mają. Razem w tłumie stoją,
Gdy zasłużyli na piekła katusze.
Miast służyć  ludom, trudnią się podbojem.

Z dala mi Dante woła: przestrzec muszę.
Przestań wyliczać  już  grzeszników mrowie.
To wyliczanie nikogo nie  wzruszy.
Bo się narodził jako grzesznik  człowiek.
Przeto zakończę to naśladowanie.
 Com jeszcze widział, nikt się  już nie dowie.