Potrzebny nam nowy Dante. Może się narodzi w Polsce?
Na światowym parnasie poetyckim brak Polaków. Nawet ci wielcy, nie są znani w świecie. Nie mamy Petrarki, Dantego, Szekspira, Villona, Moliera Hugona, Dostojewskiego, Schillera, Goethego, Puszkina, Balzaka, i innych. Ci nasi wielcy nie są znani w świecie, a więc nie są na światowym Parnasie. Niech nam się urodzi Dante. Złe czasy tworzą potrzebę. Ta próbka niech kogoś genialnego pobudzi, jeśli ją ktoś przeczyta.
Ułożono na podobieństwo "Boskiej Komedii". Autor ma nadzieję, że udało mu się zachować jedenastozgłoskowość, rytmikę, średniówkę, ale rymy są często gramatyczne, co nie przystoi dobremu wierszowi. To jednak wymaga wielkiego kunsztu, którego autorowi nie staje. Także i treściowo "pieśni" są nader uproszczone i raczej prymitywne. Odstęp czasu od epoki Dantego do dzisiaj jest tak wielki, że podobny poemat musiałby zawierać setki "pieśni", choć by w opisie piekła, no i talentu samego Dantego. Autor byłby rad za uwagi na blogu.
UP72156
N a ś
l a d o w
a n i
e D a
n t e
g o
Geniusz się zrodził przed wiekami wielu.
Nabrawszy wiedzy,
kreślonych w skryptoriach,
Namysłu pełen, mając to na celu,
Że go w przyszłości spotka za to gloria,
Przez lata całe kładł na papier pieśni.
Do dziś czytając, najdzie nas euforia.
O takiej
sławie nikt zapewne nie śnił.
Bo w
rymach schował naszych duszy głębię.
Światu
ujawnił jak jesteśmy grzeszni.
Lub w nas
mieszkają dobroci gołębie.
I na mnie
spadła ta świetlista chwila,
Że mnie
zachwycił, więc przed nim uklęknę
I jak ów
Dante, spotkawszy Wergila,
W las
srogi wnikam, prowadzon za rękę.
Lękiem przejęty, przystaję co chwilę,
W dali
słuchając tajemniczy tętent,
Głosy
rozpaczy, czy tragiczne żale,
Że aż z
żałości na kolano klęknę.
Słucham i
patrzę w najmroczniejsze dale,
Kędy się
ścielą pośród mroku lasu
Głosy. Te
nie są ku Chrystusa chwale.
Raczej
podobne wilczemu hałasu.
Widoki w
dali przejmujące trwogą
I błysk,
co świeci od czasu do czasu.
Dante
prowadzi przez błotniste drogi,
Wśród
zawieruchy i pośród ciemnoty,
Gdzie
obszar cierpień i boleści srogiej.
Widzę
wądoły i smoliste groty.
Widzę od dawna znane mi postacie,
Tych, co
na Ziemię nie chciałbym powrotu.
Jako
opisał Dante w poemacie,
Na tym
obszarze tylko ból się sroży.
Tu nie
powiedzą: siostro albo bracie
I nie
dosięga tutaj palec boży.
Tutaj
królestwo robaka, hieny,
Tu ci na
duszy lew łapę położy.
Nie mam
tak wielkiej jako Dante weny.
On
tworzył listę grzeszników niesławnych
I
uwidocznił za ich grzechy ceny.
Tych
najdawniejszych i dopiero co dawnych.
Mnie
pozostaje dorzucić do pieśni,
Wykaz
dzisiejszych, tych najbardziej krwawych.
O takich
dotąd kat ni łotrzyk nie śnił.
Przekraczam
rzekę i wchodzę do łodzi.
Czy
znajdę takich, co żyli współcześnie?
Ja,
przybysz, będę po manowcach brodził.
Może mi
naszych najnowszych ukażą,
Jak
kroczą w katów śmiertelnym pochodzie.
Widząc,
ja przybysz, tchnięty niepokojem.
Już czuję
grozę, co tkwi w tym obszarze.
Bo się
rozchylą niebawem podwoje.
Wnętrze
pieczary groźne się ukarze,
A w niej
siedliska, każde z inną grozą.
Wzrok
patrzącemu ten widok poraża.
Mózg
przenikają syberyjskie mrozy.
Patrzy i
widzi tunel jakże mroczny.
Nie ma
światełka i ciemność się sroży.
U krańca
jamy pojemnik widoczny.
Opary z
niego siarczyste buchają,
A z
pojemnika ciecz smolista broczy.
Mnie
tam prowadzi, na względzie to
mając,
By mi
ukazać zawartość kocioła,
Dante.
Tam w siarce po szyję nurzają
Co już
odeszli z ziemskiego padoła.
W pusty
też wądół kolejnych zanurzy,
Pachołek
gdy ich ze świata zawoła.
Co widzę,
oto pławią się w kałuży.
Dłonie
wystają szukając pomocy.
Widocznie
kąpiel ta im niezbyt służy.
Ci, co na
ziemi byli pełni mocy,
Pełne
kultury, strojne generały,
Władycy
cierpień, ból ich jest owocem.
Pokrywam
wzrokiem mroczny obszar cały,
Szukając tych co, nie znał Alighieri,
Bo jemu
wcześniej boskie surmy grały.
Nie wiem,
czy będę taki jak on szczery.
Wszystkich wynajdę na całym obszarze,
Co u
Charona byli pasażery.
Pierwszych,
co widzę, stoją obaj w parze.
Zamorskiej dzielni
sprawcy jatki ludów.
Kocioł
dymiący dla nich jest ołtarzem.
Ich ofiar
duchy nie żałują trudów.
Niech po
wielokroć swoje gubią trwanie.
Koniec
cierpienia dla nich jest ułudą.
Co dalej
widzę na krwawej polanie?
Kielich z
trucizna podano do stołu.
Kielichem
trącą się panowie, panie
Udziały
ma w tym z onymi pospołu,
Ten co
usadzon na świątyni tronie.
Też do
czarciego wtrącon tu padołu.
Gdzieś w głębi ciemna tkwi postać w koronie.
Uczony w
pismach, szaleństwa nosiciel.
By syn
nie zasiadł za niego natronie,
Kindżału
ostrza potajemny czciciel.
Smuty
zaczątek sztucznego pomoru,
Tutaj w
podziemi karany sowicie.
Chodzę
wśród wielu, wedle Danta wzoru.
Coraz się
więcej zaznacza postaci.
Rozpoznać
można według ich ubioru.
Rzekli: są wszyscy ludzie z sobą braćmi.
A
miłośnicę dostrzegli w szafocie.
Jeden
drugiego tu w podziemiach traci.
Widzę w
oddali, nurzają się w błocie.
Sami
wdeptali się w kałużę zdrady.
W
karmazynowej chadzali kapocie.
Na
szubienicy doznali parady.
Hańby
symbolem są i nieprawości.
Polskości
to są haniebne odpady.
W osobnym
kotle pewien władca gości.
On kładł
pokotem wojaków tysiące.
Ci, niech
mu łamią na czas wieczny kości
I epolety
kładą na bark wrzące.
Dzisiaj
spoczywa w strojnym panteonie.
Ja,
niechaj jego, z piedestału strącę.
Złoczyńców
wszystkich nie zawrę na stronie.
Pośród
nich wszystkich i siebie umieszczę.
Podobny
będzie pewno i mój koniec.
Bo byłem
sprawcą także wielu nieszczęść.
W
czarnym, zawisnę na gałęzi, borze.
Doznam
najtęższych, piekielnych boleści.
Więc
idźmy dalej. Niechaj dalej tworzę
Listę
mieszkańców tej groźnej krainy.
Nigdy im
żaden anioł nie pomoże.
Nikt im
nie zmaże ich okropnej winy
Za
odebranie ojczyzny plemionom,
Co
zaludniały zamorskie równiny.
Patrzę w
głąb czasu i ku innym stronom.
Odrutowane
w chaszczach tkwi siedlisko.
A w nim
tkwi komin, dymną jest koroną.
Przy nim
jest łaźnia, zbudowana blisko.
W łaźni
tysiące, trucizny mistrzowie.
W
podziemiu dla nich tutaj stanowisko.
Za mgłami
w dali jęczy jakiś człowiek.
Z nim
cała armia jego sług tajemnych.
Gdy prawy
zginie, to nikt się nie dowie,
Za jakie
winy cierpi w lochach ciemnych.
Ci
sprawcy męki ludów tkwią w gułagach.
Tym razem
jednak na wieki w podziemnych.
Lęk mnie
ogarnia, wszędzie czarna flaga.
Dante
prowadzi w ciemne zapadlisko.
To, które
widzę, tam jest rozpacz naga.
Dla ich
mieszkańców gościna już bliska.
Ci nam
tarmoszą porządki krajowe.
Ich, ku
ciemnościom, droga nader śliska.
Rozpacz
ogarnia, biorę w ręce głowę.
Uciszyć
pragnę serce roztargane.
Zlewają
globu ziemskiego połowę
Siarczystym
ogniem z wulkanu rozlane,
Ludzkiej
sromoty, ludzkiej zawistności
Wszystkim
żyjącym nieprawości znane.
Przyjdą
godziny, że wśród nas zagości
Epoka
pieców, epoka gułaga.
Bo nam
narasta pośrodku ludzkości
Znowu
złowieszcza, choć z kolorów flaga.
Gotuj nam
Dante, co w zaświatach mieszkasz,
To, co
zwyciężyć wszelkie zło pomaga.
Ty w
twoich wiekach chodziłeś po ścieszkach,
Co
zapisane w ksiąg odwiecznych stronach.
Dzisiaj jak wtedy pełno małych grzeszków.
Tłoku
historii w życiu nie pokonam,
Bliżej są
dla mnie zakręty miłosne,
Gdy
przyjaciela kocha cudza żona.
A takich
grzechów wiele w każdą wiosnę,
I Heloizy
są i Beatrycze.
Nikt nie
zabija za harce radosne.
Ani nie
smaga się kochanków biczem.
Jeną
rozprawy się toczą po sądach
Ile ich
bywa tego nikt nie zliczy.
Dalej
wędrowców wiedzie ręka mądra.
W dali
coś widać, niby wielkie stosy.
Ogniem
buhaja, z lękiem w nie spoglądam.
W
płomieniach słyszę zawodzące głosy.
Tutaj się
smażą ci, co czarownice
Na stosy
wiedli, bo wierzą donosom.
Stosów płonących na pewno nie zliczę,
Poeta
rzecze, wiecznie są w płomieniach.
Na jednym
widzę Torquama oblicze.
Biskupów
wielu, rzymskich nie wymienię.
Też za
płonących, znaczonych mądrością.
Ich bohaterstwo na stosach jest w cenie.
Jak cię
Wergiliusz , tak ty Dante gościsz
Mnie nie godnego,
w zaświatach przewodzisz.
Pisałeś
poem wiedziony miłością,
By twoi
bliźni stali się mniej srodzy.
Świat bez
odmiany, podły, pełny swarów.
Pewnie
był lepszy, kiedy glob był młody.
Od Danta
więcej otrzymałem darów.
Bo oto
wskazał wielkiej kraj urody.
Przez
wieki żyli tam różni bez swarów.
Podobna
mowa podobne zagrody.
Czarnego
biesa podszczuci z namowy,
By z sobą
żyli, dać nie chcieli zgody.
Poucinali
wielu ręce, głowy,
Były
przeszkodą im oczy języki.
Nie
chcieli słyszeć podobnej im mowy.
W
chaszczach zaświatów posłyszysz ich
krzyki.
Tam w tym
padole piłą tępą darci.
Ręce i
nogi związane we wnyki.
Ty dwóch,
to z piekła najczarniejsi czarci,
Przysłani
ludom z nakazu Mefisty.
O ludzką
podłość w pełni są oparci.
Oni na
czele najpodlejszej listy.
Ich
najdotkliwiej gnębi piekła siła.
Kto oni?
zgadnie , nawet kto nie bystry.
W
ludzkości chyba tkwi dusza przegniła.
Spójrz ,
jaki czeka na skazanych sibir.
Większa
od dobrej jest zła w ludziach siła.
Tako
rzekł Dante i chyba nie chybił.
Wielka
bezecność wśród ludów narasta.
Wiem. Do
Hadesu łodzią,m z Dantem przybył.
Terroru
pełna wśród ludów hałastra.
Ci bez
litości tym, co innej wiary.
Padają
wioski i padają miasta,
W
milionach liczyć przychodzi ofiary.
Miast
hurys kocioł smoły jest ich celem.
I taniec
hurys w kotle ich koszmarem.
Pozwól, o Dante,
być ci przyjacielem.
Rad bym
cię wskrzesił, w dzisiejszym geniuszu.
Przydał
bym tobie takie same cele,
Które nieprawym ich dusze poruszą.
Taki
potrzebny w naszych czasach grozy.
Nie ja powołan ze swą małą duszą.
Prowadź
mnie nadal po tych mrocznych kniejach.
Pokaż,
kto jeszcze, gdzie cierpi pokutę,
Za ogrom
grzechów, które trwają w dziejach.
Umysły
wielu zbrodnią są zatrute.
Nic się
nie zmienia od świtu ludzkości.
Najchętniej
władca operuje knutem.
Idziemy.
Dante pokazuje włości,
A tam
przy stołach, co morzyli głodem.
Na ich
talerzach sterczą gołe kości.
Mają za
hardość obfitą nagrodę.
Jedni
oddają ostatni kęs chleba.
Ci mają
radość, gdy wyrządzą szkodę.
Obszary
piekieł rychło zwiększyć trzeba,
Bo coraz
więcej ku ich bram łomoce.
Za
cząstkę władzy pozbawiają chleba,
Bo zły
przyjaciel w dłonie dał im moce.
Wszystko
sprawiło to, co tryska z ziemi.
Takim
najcięższe oskarżenia toczę.
Przygotuj
miejsce dla tych, co są niemi,
Zacny
Mefisto, karzycielu srogi.
Niechaj
na wieki naftą są karmieni,
Na plecy
niechaj spadną im batogi
Widzę,
już nowy strumień z ziemi ciecze.
I dla tej
cieczy kładą nowe drogi.
Powiedz,
skąd tyle zła w tobie człowiecze.
Że w
gruzowisko wieś i miasto padnie,
Z pod
ruin odór ciał ludzkich się wlecze.
Nikt nie
policzy ile zmarłych na dnie,
I nie
usłyszy, jak niemowlę kwili,
Same nieszczęścia. Któż przyczynę zgadnie?
Czy ja
doczekam może takiej chwili,
Że mój
przyjaciel Dante Alighieri,
Pobyt w
padole na chwilę umili?
Lecz mój
przewodnik do bólu jest szczery.
Do końca
musisz znać dzieła twych braci.
Mój i
twój krewny metod nie wybierał.
Więc mnie
prowadzi, gdzie działali kaci.
Mundur i
czapa z niebieskim otokiem,
Nie
oszczędzali ojca, brata, maci.
Tu
maszerują pod diabelski okiem,
Przed
nimi kroczy rozkaziciel srogi.
Nakaz
dostali wlec się równym krokiem.
Kula
ognista wisi im u nogi.
Karmieni rzadko i z miski bezdennej.
Ich
wódz prowadzi, gdzie smoliste progi.
Dla ich
następców przestrogi bezcenne.
Dech mi
zapiera, ale cieszą kaźnie,
I
prześladują mnie koszmary senne.
Spoglądam
w dale i widzę wyraźnie,
Biesa. Na
haku wiesza żółtej rasy
Postać z
Paryża, co zgotował łaźnie
Milionom braci przed niedawne czasy.
Za takie
czyny gnębią czarci krocie.
Niełatwo znieść nam wrzaski i hałasy.
Kogo
wymienić, gdy ich pełno w grocie,
Afryki
brzegi długo ujarzmione.
Spisy
tyranów skreślam, tonę w pocie.
Na
kontynencie tym wielu na tronach
Kładło
tuziomków swych krocie pokotem.
I
wyrzynali się wzajem plemiona.
Do spisu
zbirów wracajmy z powrotem.
Dante
prowadzi na obszar ich męki.
Ten
ogrodzony jest siarczystym płotem.
Nikt tu w
tym kręgu nie udzieli reki,
Roboty
biesy maja do oporu.
Bo na
kowadle są tamci, a młotem.
Wracam z
Alighierim ku naszemu dworu.
W naszej
Europie bezeceństw bez miary.
Nawet
królowa, gdy nie ma humoru,
Swej
konkurentce wymyśliła karę,
Bo zawiść
dręczy, każe zdjąć jej głowę.
Diabłu
złożyła z królowej ofiarę.
Za taką
zbrodnię ujęto jej mowę.
Nie może
skarżyć się na ból, co dręczy.
Inne z
nią w kotle kąpią się królowe,
Grzech
królobójstwa, to jest grzech największy.
I to z
Francyji, po świętego nocy,
Bestii
królestwo obficie upiększy.
Mój
przewodniku, udziel mi pomocy.
Sporządzić zestaw chcę kar w tym padole.
On mi
odpowie, chłopie, ale po co?
Wszyscy
się kapią albo smażą w smole.
Ale
naczelny wywiad niech udzieli?.
Może się
zgodzą na wywiady trolle.
Mefisto
rzecze, co jest twoim celem?
Pan przy
stworzeniu postawił warunek
A ten warunek?
Tak było niewiele.
Lecz
niecna para przeciągnęła strunę.
Tutaj
czekają na cię przyjacioły.
Trafisz,
gdy tobie zaporę usunę.
Znam
Alighieri twą "Boską …" od
szkoły.
Piekło
ludniejsze od reszty zaświata.
Wielkiego
trzeba ku temu mozołu,
A strach
każdego, co skłonny, oblata,
Tych
listę tworzyć, co po tobie żyli,
A
mieli duszę i naturę kata.
Im świat
ludniejszy, w każdej giną chwili
Oraz
przybywa niedoli sierocej ,
Nim
księżyc jeden raz twarz swą przesili.
Bo się
ścierają nienawistne moce.
Wystarczy
jedno zdanie albo słowo,
To brat
do brata do bramy łomoce.
W innej się modlisz, choć podobną mową,
Sąsiadem
byłeś, przyjaźń ci nie obca,
I pod
siekierę nagle dajesz głowę.
Naród pokrewny schodzi na manowce.
Duchowny
święci siekiery i widły.
A ci
nieszczęśni nie mają grobowca.
Rzecze mi
Dante, wycieczka mi zbrzydła.
Tak
wielka było hańba tych rozboji.
Sam
szukaj miejsca, gdzie cierpią
straszydła,
Widzę
pokotem zanurzeni w gnoju,
Za
chłopską zawiść i nienawiść w duszach,
Ci nie
zaznają na wieczność spokoju.
Pamięć
tej hańby do tego mnie zmusza.
Wspomnieć
należy dawne koliszczyzny.
Bo na
tych ziemiach cierpieli katusze,
Dzieci
tej same dla wszystkich ojczyzny,
Polacy,
Ruscy ,Ormianie i Żydzi.
Piekielne
smoły nie zagoją blizny.
Wędruję
dalej, moje oko widzi,
Szczapy
smoliste układane w stosy.
Tymi co
spłoną, piszący się brzydzi.
A ci co
płoną krzyczą w wniebogłosy.
To my,
nie lepsi, my z Lechickiej nacji.
Na
krzywdzie chłopskiej napychali trzosy.
Samotny
idę o stacji do stacji.
W
księgach znalazłem pohańbienia wodza.
Sprawca
tych czynów cierpi nie bez racji.
Przyrzeka
wolność, a morduje srodze
Obrońców
miasta, które ten oblegał.
Ja także
w niego swą pogardą godzę.
A był to
możny, co stanowił prawa.
Przepiękne
nawet wybudował miasto,
Do
dzisiaj po nim pozostała sława.
Lecz czyn
zbrodniczy tę sławę przerasta.
Panów
okrutnych było u nas wielu.
Cierpią katusze, dobrze im, i basta.
Spotykam
stwora, pyta "przyjacielu",
(Stały
pracownik podziemnego świata),
Pyta, co
robisz tu i w jakim celu?
Wybieraj
sobie jak najprędzej kata,
W tej
mierze u nas bywa piękna wolność.
Za
grzechy wybrać możesz rodzaj bata.
Mówię, a
po co mi wasza dowolność.
Wieczne
cierpienia, w których trwają grzeszni,
Ci, co na
ziemi mają w zbrodni wolność,
Wybór katuszy przecież nie ucieszy.
Doceniam
waszej dobroci łaskawość.
Mój sąd
tej prawdy Lucyfera peszy.
Mówię,
cierpienia w tym świecie jest za dość.
Jam tutaj
zaszedł, ciekawski turysta.
Poznać
katusze, waszych oczu radość,
Gdy wasze
dzieła pokonują Chrysta.
I kar za
grzechy rodzaj różnorodny.
Oby
przestała żyć siła nieczysta.
Wycieczka
w piekle daje plony płodne.
W
dali jest obszar, gdzie wiśnia zakwita.
A z tego
kraju popełnili zbrodnie
Wodzów,
wojaków społeczność obfita.
W
podziemnym maja swą działkę kotlisku.
Ta jest
atomu płomieniem spowita.
Spoglądam
w dale i spoglądam blisko.
Gdzie
spojrzę, widzę różnych nacji gangi.
Niejedno
widzę, i polskie nazwisko.
To jedno
chyba najwyższej jest rangi.
Dla
rewolucji ma wielkie zasługi.
Drugi w
kolejce, to władca Katangi.
Spis im podobnych niezmiernie jest długi.
Przy każdym pełni kat diabelski dyżur,
I nie
oszczędza piekielnej posługi.
A
rozpalone kajdany ze spiżu
Ciała ich
palą. A z lawy ogniowej
Kąpiel gotowa jest dla nich w pobliżu.
Widzę,
przez bramę wciąż postacie nowe
Kroczą.
Odźwierni dwoją się i troją,
By
segregować. Króle i królowe,
Tu rang
nie mają. Razem w tłumie stoją,
Gdy
zasłużyli na piekła katusze.
Miast
służyć ludom, trudnią się podbojem.
Z dala mi
Dante woła: przestrzec muszę.
Przestań
wyliczać już grzeszników mrowie.
To
wyliczanie nikogo nie wzruszy.
Bo się
narodził jako grzesznik człowiek.
Przeto
zakończę to naśladowanie.
Com jeszcze widział, nikt się już nie dowie.